wtorek, 23 września 2014

O głupocie

 Witam Was na moim nowym blogu, który w całości będzie poświęcony pielęgnacji włosów, tudzież cery i może również paznokci ;)

Dzisiejszy post ma na celu wprowadzić Was wstępnie do problemu z którym się zmagam od kilku miesięcy... A więc zaczynamy ;)

3 lata temu ścięłam włosy na krótko... bardzo krótko... ZA krótko :P Z fryzurki do ramion zapragnęłam mieć fryzurę 'z pazurem' i tak też zrobiłam. Na początku byłam zadowolona, fryzura była dość twarzowa, włosy układało się szybko i bez większego problemu. W krótkim czasie z czarnuli stałam się blondynką, a z blondem też kombinowałam na różne sposoby - od słonecznego, miodowego, przez złocisty i jasny aż do platyny... Robiłam sobie różowe pasemka na grzywce, zapuszczałam włoski na kilka centymetrów, by po kilku tygodniach ściąć je dosłownie na kilka MILIMETRÓW i pomalować na czarno :P I tak w kółko.
Nie miały ze mną lekko moje włosy, co to to nie...

31 lipca 2011



 Aż po kilku miesiącach dowiedziałam się, że mój kuzyn się żeni.
Więc będzie wesele, a co za tym idzie - chciałoby się mieć fajną fryzurkę ;) Jak wiadomo z włosów długich można wyczarować różności, z krótkich już na pewno mniej wariacji do wyboru.
Postanowiłam sobie, że koniec ze ścinaniem włosów - od dziś je zapuszczam! :)
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać... Albowiem włosy moje rosną baaaardzo wolno, dodatkowo znudziła mi się czerń i chciałam mieć jaśniejsze włosy, więc znowu w ruch poszedł dekoloryzator. Na szczęście w salonie fryzjerskim, a nie na własną rękę.


19 grudnia 2011


 Fryzjerka stopniowo schodziła mi z koloru i dzięki temu od grudnia do sierpnia, czyli małymi kroczkami, stałam się dość ciemną blondynką. Włosy urosły na tyle, że można z nich było wyczarować całkiem niezłą fryzurkę i zadowolona mogłam iść na wesele ;)

4 sierpnia 2012



 Od tamtej pory podcinałam jedynie końcówki, obowiązkowo były też ścinane 'z objętości', ponieważ miałam ich tyle na głowie, że spokojnie mogłam obdzielić dwie inne osoby i jeszcze by mi zostało.
Z kolorem trochę się bawiłam, tamten ciemny blond, mimo że bardzo mi się podobał to szybko mi się znudził. Malowałam włosy na różne odcienie rudości, brązu, czerwieni ale już nie na czarno.

 Rok temu we wrześniu miałam już włoski do połowy łopatek, planowałam nie ścinać ich aż do wiosny bieżącego roku, ale znalazłam pracę w sklepie i nie chciałam pokazywać się ludziom z 'szopą' na głowie.
Poszłam więc do fryzjera na ścięcie końcówek i 'z objętości', ale fryzjerka się chyba mocno zamyśliła, bo zostawiła mi na głowie same strzępki :/ Strasznie je wycieniowała i skróciła, byłam wściekła...

 Nie poddawałam się z zapuszczaniem i w kwietniu miałam już całkiem długie (jak na mnie) włoski. Czyli do połowy łopatek :P



21 kwietnia 2014

 W maju postanowiłam ściąć zniszczone końcówki, ale do fryzjera szłam z duszą na ramieniu, pamiętając poprzednie cięcie... Zwłaszcza, że w salonie, który wybrałam, miałam być strzyżona po raz pierwszy.
Zanim jednak usiadłam na fotelu, dokładnie wytłumaczyłam Pani Martynie czego oczekuję. Czyli cięcie max 1cm, z jednoczesnym wyprofilowaniem włosów dookoła twarzy. Powiem tak: pierwszy raz w życiu wyszłam ZADOWOLONA. Fryzura była dokładnie taka, jak chciałam, a Pani Martyna doradziła mi maskę do zniszczonych włosów, która później regularnie stosowałam.


15 maja 2014


 Niestety, nadszedł pamiętny dzień 3 czerwca 2014. Gdzieś w necie wpadłam na zdjęcie włosów ombre i też zapragnęłam takie mieć.



Niewiele myśląc (głupia,głupia, głupia!!!!) zadzwoniłam do koleżanki, która para się fryzjerstwem i wyłuszczyłam jej swój pomysł. Dodam, że pomysł był, delikatnie mówiąc, poroniony i ona jako fryzjerka powinna mi go wybić z głowy... Niestety, wiedziona pewnie wizją zarobku, chętnie na niego przystała i zrobiła mi to, o co prosiłam.
Czyli:
- nałożenie dekoloryzatora na całej długości włosów (przy zmywaniu czułam na głowie siano, ale D.mnie przekonywała, że wcale się nie zniszczyły, bo do dekoloryzatora dodała balsam);
- wysuszenie włosów i nałożenie ROZJAŚNIACZA 12% (!!!!)  prawie od połowy długości włosów;
- zmycie rozjaśniacza (połowa włosów mi automatycznie wypadła przy zmywaniu), wysuszenie włosów i nałożenie ciemnej farby na górę głowy.

W tym momencie rola D. się skończyła, ponieważ musiała wracać do swoich dzieci, a ja zostałam z farbą na głowie i milionem myśli CO JA ZROBIŁAM??!!
Po upływie wyznaczonego czasu poszłam umyć to, co mi zostało z włosów. Wyłam w łazience i przeklinałam własną głupotę. Po rozczesaniu biednych, zmaltretowanych strąków, siedziałam z twarzą w dłoniach, bojąc się dotknąć włosów, żeby przypadkiem kolejne nie wypadły....

Tego dnia Mąż miał drugą zmianę w pracy. Wyjeżdżając po 13-stej widział mnie z ciemnymi, prostymi, długimi, prawie już zdrowymi włosami. Wracając po 22 zobaczył krótkowłosego, kurczakowo-blond zapłakanego pudla...
Dosłownie się cofnął jak mnie ujrzał i jego pierwsze słowa brzmiały:
- Już za zdrowe miałaś...???
Bez złości, ale z taką smutną rezygnacją w głosie...
Poprosiłam, żeby nic nie mówił, bo już wystarczająco zostałam ukarana za swoją głupotę...

Całą noc siedziałam oparta plecami o ścianę, płacząc i nakładając balsamy na włosy... Rano to delikatnie zmyłam, ale efekt nadal był opłakany...


4 czerwca 2014....

 Koleżanka doradziła mi mieszankę z oliwy z oliwek, żółtka i jeszcze jakiegoś dodatku, niestety nie pamiętam co to było. Może miód? W każdym razie kolejnego dnia nałożyłam te specyfiki na łepetynę i modliłam się o poprawę kondycji włosów... Efekt był znikomy, ale włosy pomalutku zaczęły przypominać włosy, a nie ptasie gniazdo.

 Od tamtej pory mam obsesję na punkcie moich włosów. W pierwszym odruchu myślałam, że będę musiała je ściąć, ale po namyśle doszłam do wniosku, że zrobię WSZYSTKO aby je uratować... Tyle czasu je zapuszczam, zwyczajnie żal byłoby mi je obciąć...
Niestety najpierw musiałam zamalować to co miałam na głowie, więc w ruch znowu poszły farby i to jedna za drugą, bo żadna sobie nie radziła z pokryciem ciemnej plamy na górze a z kolei z dolnych partii włosów, pigment był tak zdarty, że żaden kolor się nie utrzymywał. Stopniowo jednak udało się w miarę zamaskować 'dzieło pseudofryzjerki'.

Na szczęście, bo 15-go czerwca mój Synek miał Komunię i nie chciałam wystąpić w czapce :P

Na początku lipca dostałam namiary na kobietkę, która ma bardzo dobrą rękę do obcinania włosów - podobno po jej strzyżeniu włosy rosną jak szalone...
3-go lipca zaprosiłam ją do domu, obcięła i wyrównała mi końcówki, bo były mocno postrzępione. Włosy natychmiast zaczęły się lepiej układać.
4-go lipca poszłam do salonu w celu zrobienia sobie KERATYNOWEGO ZABIEGU ODBUDOWUJĄCEGO WŁOSY, WYKONYWANEGO W SAUNIE OZONOWEJ.
Zabieg ten polega na  wprowadzeniu substancji odżywczych w głąb włosa, odbudowie jego struktury keratyną (naturalnym budulcem włosa) i witaminami, dzięki temu włosy są kompleksowo odżywione zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz.
To było fantastyczne uczucie - dotykać włosy i czuć ich jedwabistą gładkość, bardzo mi tego brakowało.
Włosy pozostały przyjemne w dotyku przez około 2 tygodnie (myję je co drugi dzień), planowałam robić ten zabieg częściej, ale zawsze są jakieś ważniejsze wydatki :(

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności zaczęłam napotykać na swojej drodze różne dobre rady na temat pielęgnacji włosów i dzięki temu moja walka o nie, przynosi już pierwsze pozytywne efekty :)

Na dzień dzisiejszy największym problemem jest WYPADANIE... Martwi mnie to bardzo i przy najbliższej okazji pójdę do apteki po jakiś odpowiedni specyfik. A może Wy znacie coś godnego polecenia?? Byłabym wdzięczna za sprawdzone informacje... Skrzypowity brać nie mogę, ponieważ jest mi niedobrze po tych tabletkach...

 Kupiłam różne specyfiki, i 'katuję' włoski na wszelkie możliwe sposoby.
Oczywiście nie wszystko na raz, ale przy KAŻDYM myciu dostają jakieś dobro ;)

Na początku używałam maski WAX do ciemnych włosów, nakładałam ją na suche włosy, owijałam je folią spożywczą, na to nakładałam ręcznik i chodziłam z tym przez ok.40 minut.
Po umyciu włosy są super delikatne i gładkie, jedynie zapach trochę mi przeszkadza.

Obowiązkowo po KAŻDYM myciu olejuję włosy (teraz już same końce, wcześniej nakładałam oleje na całą długość włosów,oczywiście w postaci kilku kropel, a nie litrów ;) ).

Kupiłam naftę kosmetyczną i co jakiś czas spryskuję włosy na 10 minut przed umyciem, włosy są dobrze nawilżone, więc jak dla mnie efekt bardzo fajny.

Od pewnego czasu do ostatniego płukania dodaję dwie łyżeczki octu jabłkowego (na 250ml chłodnej wody) i dzięki temu włoski po umyciu błyszczą i są takie sypkie,co też bardzo lubię. Octu już nie spłukuję, ale zapewniam Was, że zapachu na włosach nie czuć :)

Próbowałam zrobić ostatnią płukankę z mleka (mleko plus woda), ale włosy były sztywne i zrobił się tak jakby jeden wielki kołtun :/ Wprawdzie jak wyschły to były cudownie miękkie w dotyku, ale jednak ta sztywność mokrych włosów mi przeszkadzała, więc już raczej do tego nie wrócę. Zwłaszcza, że mięciutkie są też po occie, więc tym bardziej nie mam potrzeby wracać do mleka ;)

Kupiłam kapsułki z witaminą A+E, wyciskałam zawartość 3-ech, mieszałam w kubeczku z odżywką do włosów, nakładałam papkę na kilka minut na włosy, po czym zmywałam całość.

Kapsułki z witaminą A+E zaczęłam też łykać, ale nie wiem czy mi służą,gdyż zaczęły mi się rozdwajać paznokcie i mam poszarpane skórki wokół nich :/ nie wiem czy to od tego, ale wcześniej takich problemów nie miałam...

Kombinowałam też z olejem rycynowym, tłuste to okropnie i ciężko zmyć, ale włosy podobno lepiej rosną po takim dopieszczeniu.

Hitem ostatnich eksperymentów okazało się LAMINOWANIE! Aż żal, że można je robić nie częściej niż co trzecie, czwarte mycie... Na czym polega?
Rozpuszczamy łyżkę żelatyny w 3 łyżkach gorącej wody, dodajemy do tego 2 łyżki maski do włosów, 5 kropel olejku rycynowego i 5 kropel olejku arganowego (ja nie miałam więc dałam olejek z rossmana BIO SILK). Całość nakładamy na świeżo umyte, mokre włosy. Powinny być zawinięte w folię spożywczą, ciepły ręcznik i umyte dopiero po ok. godzinie, jednak jak ja robiłam laminowanie to nie miałam aż tyle czasu i zmyłam papkę po 5 minutach 'wiszenia nad wanną', bez żadnego zawijania w folie i ręczniki :P

Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania! Tak CUDOWNYCH włosów nie miałam nawet po saunie ozonowej! Po prostu cud, miód i orzeszki :)))

Działając 'od środka' zaczęłam łykać po dwie tabletki dziennie (jedną rano i jedną wieczorem) CALCIUM PANTOTHENICUM, który ma przyspieszyć wzrost włosa. Z żalem jednak stwierdzam, że na mnie to chyba nie działa :(( Ciężko zobaczyć ile cm na miesiąc rosną moje włosy, ponieważ końcówki mam nadal łamliwe, i strasznie mi się kruszą... Po odrostach mogę stwierdzić, że włosy mam nieziemsko wręcz leniwe i przez 6 tygodni urosły mi jedynie 6mm :(((( Załamka dosłownie...

7 września ubrałam bluzkę w paski i brat zrobił mi zdjęcie 'od tyłu'. Po miesiącu znowu taką fotkę cyknę i będę miała jakieś porównanie.


19 kwietnia 2014


7 sierpnia 2014


7 września 2014

Końcówki są totalnie zmasakrowane, tak bardzo mi się strzępią... Muszę iść koniecznie do fryzjera :(







12 komentarzy:

  1. Dotarłam na nowy blog, jestem i zostaje :) Co do włosów szerszy komentarz do Ciebie na FB :*

    OdpowiedzUsuń
  2. no fajny pomysł Moja Droga:) co do włosów ja jak mam rozczesać to już mnie trafia szlag.....a co dopiero robić takie jakieś mikstury:) Ale ja z tych leniwych więc trzymam kciuki za Twoje rośnięcie:) i z chęcią bedę podglądac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D aleś się zamazała twarz się znaczy:D

      Usuń
    2. Kciuki 'za rośnięcie' mile widziane ;) A twarz zamazana, bo to blog otwarty i wolę się nie ujawniać :D

      Usuń
  3. No to zaszalałaś Kochana!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Monia ja nie wiedziałam, że tych zmian na włosach miałaś aż tyle.... ;) wariatko ty moja. Kuruj kuruj teraz swoją czuprynkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agunia ja miałam dodać wszystkie zdjęcia jakie mam ale szczerze mówiąc - nie chciało mi się :D A uzbierałam ich prawie 60 i na każdym mam inny kolor i ogólnie inną fryzurę ;) Dodam, że nie każdą fryzurę fotografowałam :D Tylko niektóre, heheh ;) Także tego.... ;)

      Usuń
  5. Śliwka, nie dołuj się. Tak bywa, że czasami mamy pomysły, których żałujemy. Na szczęście- choć to trwa, wszystko można (na głowie) naprawić :)

    Wiesz, czytając ten post, wydaje mi się, że znasz blog Anwen, bo czytam go ponad pół roku i sporo trików znam właśnie stamtąd, a teraz czytam o nich u Ciebie.
    Moje włosy może nie są już tak zniszczone, ale strasznie wypadają. Piję od jakiegoś czasu drożdże (takie spożywcze) i herbatę z pokrzywy.

    Ostatnim hitem z bloga Anwen jest dla mnie siemię lniane- włosy mam po nim naprawdę świetne, tyle, że moje są naturalnie trochę kręcone.

    Co do kondycji włosów, to naprawdę trzeba czasu i tu się nic nie przyspieszy- choć fajnie by było :)
    Powodzenia!
    MARTA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię Marto serdecznie :) Jest mi niezmiernie miło, że do mnie zajrzałaś i zostawiłaś komentarz :)
      Bloga Anwen niestety nie znam, ale jeśli to nie byłby dla Ciebie kłopot, to może podesłałabyś mi link??
      O siemieniu lnianym mówiła mi dziś fryzjerka, ale nie wiem 'z czym to się je' :( Jakieś porady może? :)))
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń